niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 4 


-Kate nie możesz cały czas go zbywać. - spokojny głos cioci wydobył się zza drewnianej powłoki.
-Kto tak powiedział? -krzykłam opierając się o szafkę.
-To twój tata. Zrozum go.
Nic nie odpowiedziałam. A co mogłam? Mój "tata" nawiedza mnie smsami, telefonami.. Dacie wiarę że napisał do mnie list? Buahahahaha
Już raz powiedziałam - Więcej nie będę z nim rozmawiać. Może i ma trochę racji, ale nie może od tak oddawać swojego dziecka co nie? A może i dobrze, że tu jestem? Może to ma jakieś powiązanie z moim dalszym życiem? Może po prostu los chciał żebym w końcu otworzyła oczy i zobaczyła jakiego mam ojca? Jeżeli tak mogę go nazywać.. Nigdy nie miał dla mnie czasu. Nigdy. Po śmierci mamy potrzebowałam go. Cholernie chciałam żeby był przy mnie. A on? Wolał zająć się pracą i własnym dupskiem! Ten rok bez mamy dał mi dużo do myślenia...
I nadal mam wyrzuty sumienia. Nadal.. To moja wina, że ona nie żyje! Moja.. Tylko i wyłącznie moja.. Gdybym się wtedy nie zasiedziała u Holly.. Gdybym wróciła do domu wcześniej.. Nie martwiłaby się o mnie.. Nie musiałaby wsiadać wtedy do samochodu!
Fala łez zalała moje policzki. Nie mogę nic na to poradzić ale w pewien sposób tłumaczę sobie zachowanie ojca. Obwinia mnie o jej śmierć. Ma racje! To moja wina. Moja..


Kate do cholery!? - przestraszony głos mojej matki dobiegł z słuchawki telefonu.
-No mówiłam ci że zostanę dłużej u Holly. -powiedziałam obojętnie.
-Wiesz która jest godzina? - zapytała z wyrzutem - Wiesz ile razy do ciebie dzwoniłam? 
-Mamo.. Nie dramatyzuj.. - rozłączyłam się i  oddałam telefon mojej przyjaciółce.
Sprawdziłam swój. No fakt. 56 nieodebranych połączeń. No ale przecież nic mi nie jest prawda? Nagle dostałam smsa. 
"Będę po Ciebie za pół godziny. Mama"
-Muszę się już zbierać.. -powiedziałam niezadowolona do Holly. Przytakneła tylko głową i wróciła do oglądania TV. 

Minęła godzina. Gdzie ona jest? Stoję przed domem mojej koleżanki z naburmuszoną miną. Najpierw pisze że będzie za pół godziny a teraz co? Ileż można jechać?! Zastanawiam się nad powrotem do domu Holl gdy nagle mój telefon wibruje. Jestem pewna, że to moja matka więc od razu przystawiam urządzenie do ucha. 
-No gdzie ty jesteś?! Ile można jechać? Czuję że będę chora i to przez ciebie! Ale no... 
-Kate! -głos mojego ojca obija mi się o uszy przerywając mi mój mini wykład.
-Tato? Myślałam że to mama. Miała po mnie przyjechać.
-Mama..
-No gdzie ona jest? -przerywam rozglądając się po bokach.
-Mama miała wypadek. 
-Co? -pytam lecz nie oczekuje odpowiedzi. Komórka upada na ziemię. Stoję na środku ulicy. Nie. To nie może być prawda. W oddali słyszę dźwięk karetki. Przełykam głośno ślinę. Jedyne co pamiętam to czyjeś ręce ratujące mnie przed upadkiem.

Siedząc na łóżku myślałam tylko o tamtej sytuacji która miała miejsce rok temu. Kolejna czerwona kreska zagościła na moim nadgarstku. Kolejna kropla krwi spadła na prześcieradło. Dawno tego nie robiłam. Obiecałam sobie że już więcej tego nie zrobię. A jednak nie tylko ja nie potrafię dotrzymać obietnicy...

*** 


-Halo? - odezwał się zaspany głos w słuchawce. Zegarek wskazywał 12 w nocy. Nic dziwnego że spała.
-Holly? - powiedziałam cicho.
-Kate? -zapytała z niedowierzaniem - Boże Kate! 
-Co u.. ciebie? -po co ja w ogóle do niej zadzwoniłam? 
-Wszystko w porządku.. Ale ty lepiej mów co u ciebie. -powiedziała z troską w głosie.
-Przeprowadziłam się do Londynu. - usiadłam na łóżku.
-Serio? A twój tata..
-Mieszkam u cioci. -przerwałam jej. - Wiesz.. Nie wiem czemu zadzwoniłam... -przyznałam szczerze.
-Kate, nawet nie wiesz jak mnie to ucieszyło! Po śmierci twojej mamy, urwałaś kontakt i myślałam że...
-Holl proszę nie mówmy o tym w tej chwili.. -spojrzałam na swój nadgarstek.
-Przepraszam.. Wiesz że ciężko zapanować mi nad językiem..
-Okej. Może miałabyś czas się kiedyś... 
-Spotkać? -wtrąciła - Jasne że dla Ciebie mam czas! - powiedziała radośnie.
-To w takim razie zdzwonimy się? - podrapałam się po głowie.
-Jasne! Tylko wiesz.. Teraz mam twój numer więc mi nie uciekniesz! -zachichotałam na te słowa.
-Paa.. - rozłączyłam się opadając na łóżko. 
Dobrze zrobiłam dzwoniąc do mojej "przyjaciółki"? Hmmm.. Teraz mogę tylko żałować lub nie. Dlaczego to zrobiłam? Może chciałam po prostu usłyszeć jej głos? A może tylko zapewnienie że to nie z mojej winy TO się stało? Nie mam bladego pojęcia. Podeszłam do biurka i wyciągnęłam z szuflady notes. Zrobię to co robiłam kiedyś.. Może powrót do starych nawyków nie jest taki zły? Znów spojrzałam na nadgarstek. Może nie do wszystkich.. Usiadłam na podłodze opierając się o brzeg łóżka i zaczęłam wypisywać wszystkie moje uciążliwe myśli..
W pewnym momencie moja komórka zabrzęczała. Sięgnęłam na szafkę szukając urządzenia przy okazji strącając zegarek.
-Agh! -warkłam i zmusiłam się wstać. Podniosłam leżący przedmiot i odstawiłam na swoje miejsce. Odblokowałam telefon. Jedna nie odebrana wiadomość. 
"Radziłbym Ci zasłonić okna. xx" - Podniosłam jedną brew. Wyjrzałam przez okno i przełknęłam ślinę. Czarne auto stało na poboczu. Nie widziałam właściciela bo było z byt ciemno, ale wiedziałam kim on jest. Po chwili samochód odpalił i ruszył z piskiem opon. Zayn. 

____________________________________________________________

Jest rozdział 4! Wiem, że do dupy i wgl krótki, ale jest xd
Jeśli czytasz - Skomentuj :)
Next za tydzień czy coś koło tego :D
Mój Twitter :)